W poniedziałek 5 grudnia 2016 r. Gimnazjum nr 1 im dra Kazimierza Karasiewicza w Tucholi we współpracy z naszą biblioteką zorganizowało VII Mikołajkowy Konkurs Ortograficzny pt. „O Pióro Burmistrza” dla gimnazjalistów.
Do konkursu zaproszono wszystkie gimnazja z powiatu tucholskiego. Prace 17 uczestników z gimnazjów klas I-III z Bysławia, Cekcyna, Żalna i Tucholi oceniało jury w składzie: Justyna Kania – nauczyciel polonista z Zespołu Szkół Licealnych i Technicznych im. Ziemi Tucholskiej – przewodnicząca jury; Hanna Szramka – dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tucholi im. Aleksandra Janty-Połczyńskiego; Ewa Ossowska – nauczyciel polonista z Tucholskiego Centrum Edukacji Zawodowej; Monika Słomińska – nauczyciel polonista – Gimnazjum nr 1 im. dr. Kazimierza Karasiewicza w Tucholi. Tekst dyktanda napisała Magdalena Grochowska - nauczyciel polonista z Gimnazjum nr 1 im. dr. Kazimierza Karasiewicza w Tucholi.

1 2 3

We wtorek 6 grudnia 2016 r. odbyło się wręczenie nagród. Dyktando w tym roku było bardzo trudne, dlatego jury, ze względu na dużą ilość błędów ortograficznych, nie przyznało wyróżnień.

I miejsce zajął
Mateusz Okonek z Gimnazjum Powiatowego w Tucholi

56 7

II miejsce – Natalia Hoppe z Gimnazjum Powiatowego w Tucholi
III miejsce – Aleksandra Mieczkowska z Gimnazjum nr 1 im. dr. Kazimierza Karasiewicza w Tucholi.

4 8 9

Podczas tego spotkania Hanna Szramka w imieniu wszystkich pracowników biblioteki, wręczyła Tadeuszowi Kowalskiemu fotografię tucholskiego rynku, z okazji 10 rocznicy zaprzysiężenia go na Burmistrza Tucholi.
Jury stwierdziło, że uczestnikom konkursu ortograficznego najwięcej problemów przysporzyła pisownia wyrazów: Janta-Połczyński, żeń-szeń, dwuipółletnia, szezlong, kilkudziesięciostronicowy, nowojorczyk, przyprószona, haust, superbohater, ekstrapodróż, „Quo vadis”, Reymont, literacka Nagroda Nobla, miszmasz, nicnierobienie, „Łowiectwo Polskie”, zhańbił, można by, półuśmiech, krwistoczerwony. Poniżej tekst dyktanda

Najciekawsza postać żyjąca dawniej w regionie

Na biurku panował chaos, widać było miszmasz w szufladach. Trudny jest żywot ucznia – westchnęłam. Zmiąwszy przyprószoną kurzem kartkę, przerywając nicnierobienie, pomyślałam o temacie referatu, który brzmiał: „Najciekawsza postać żyjąca dawniej w regionie”. Nauczycielka każe mi go napisać na pojutrze.

Półleżąc na szezlongu, pijąc ohydny, antystresowy koktajl z żeń-szenia, rozpatrywałam to, kto byłby tym superwybrańcem.  Musiał to być nawet nie najulubieńszy mój bohater, ale ktoś, kto, według mojej chytrej strategii, sprawi, że niebiesko-szare oczy pani Julii, polonistki, rozbłysną z zachwytu. Wtedy otrzymam pożądaną szóstkę. Zaczerpnęłam haust powietrza i poczułam się jak nowo narodzona. Słowa pomału spływały na papier.

Pisałam o autorze autobiografii „Duch niespokojny”, który przedstawił w niej pierwsze ćwierćwiecze swego życia, płynącego między innymi na ziemi tucholskiej. Nie chciałam podawać mało interesujących dla młodzieży szczegółów, że Aleksander Janta-Połczyński, bo o nim tu mowa, debiutował w czasopiśmie „Łowiectwo Polskie”. Miał przecież okazję poznać co niemiara ciekawych miejsc.

Pomyślałam, że zajmujące byłyby dla moich rówieśników jego doświadczenia z czasów II wojny światowej, dostanie się do niewoli czy udawanie w obozie jenieckim Francuza.

Późniejsze przeżycia na emigracji oraz wyjazdy z powrotem do Polski można by, moim zdaniem, zaliczyć do wydarzeń pokazujących, że Janta-Połczyński nie zhańbił się brakiem patriotyzmu. Na przykład został sekretarzem instytucji nazwanej Funduszem Skarbów Wawelskich, działając czynnie na rzecz powrotu drogocennych zabytków do ojczyzny. Choć stał się nowojorczykiem, zamieszkując w Ameryce, to w sercu zachował Polskę, szczególnie zaś pałac w Małej Komorzy, który chciał uczynić siedzibą Związku Literatów Polskich.

I pomyśleć, że gdyby jego plany się ziściły, wówczas na co dzień moglibyśmy obcować w naszym mieście ze sławnymi pisarzami, tak jak w młodości Janta z Reymontem. Mój bohater darzył bowiem poznanego osobiście laureata literackiej Nagrody Nobla wielką sympatią. Miłość do literatury znalazła odzwierciedlenie też w tym, że prowadził w Ameryce antykwariat i znany był z kolekcji poloników. Jako ciekawostkę można by dodać fakt, że Janta-Połczyński mieszkał między innymi w Japonii, a ten prawie dwuipółroczny pobyt zaowocował tym, że pokochał haiku i pomagał też w tłumaczeniu „Quo vadis” na język Kraju Kwitnącej Wiśni.

Przerwałam swoją ekstrapodróż w przeszłość. Z półuśmiechem na twarzy odłożyłam kilkudziesięciostronicowy referat na półkę.  Puentę dopisałam nazajutrz w blasku krwistoczerwonego zachodu słońca.